Warung Jakarta - Indonezja w Warszawie
Zachęcona pozytywnymi komentarzami usłyszanymi tu i tam postanowiłam wybrać się wraz z koleżankami na rekonesans do warszawskiej restauracji Warung Jakarta. Lokal działa od października 2016 roku i serwowana jest tu kuchnia indonezyjska. To pierwsza restauracja z taką kuchnią w Warszawie. Spodziewam się ferii barw, smaków i aromatów !
Zapraszam na relację, czy faktycznie wszystko to tutaj znalazłam ?
Warung Jakarta - Indonezja w Warszawie
Restauracja znajduje się w samym Centrum Warszawy, tuż obok Placu Konstytucji przy ul. Pięknej. Trochę ciężko do niej trafić, bo znajduje się na piętrze, a przy wejściu do budynku nie ma żadnej informacji, poza mało widocznymi szyldami zamieszczonymi na piętrze.
Lokal urządzony jest raczej minimalistycznie, można by rzec, że bez charakteru, zdecydowanie w mało indonezyjskim stylu.
Menu jest krótkie i można je komponować samemu - i to akurat mi się podoba. Jest prosto skomponowane i czytelne. Natomiast minusem jest to, że dania zamawia się przy barze stojąc w długiej kolejce. Osoba, która przyjmuje zamówienia i płatności za barem jest jednocześnie kelnerką, która roznosi dania po sali. Powoduje to, że dania czekają na wydanie i stygną.
Na przystawkę zamawiamy Bakwang jagung (12 zł) - lekkie chrupiące placuszki z kukurydzy, jajek i szczypiorku; bardzo smaczne, ale podane niestety z chemicznym sosem z butelki - szkoda. Dostajemy je równocześnie z naszymi drugi daniami, więc zanim zaczniemy je jeść będą już chłodne.
Na naszym stole pojawia:
- Rendang (30 zł) - pikantny gulasz z wieprzowiny z indonezyjskimi przyprawami
- Vegan rendang (22 zł) - tofu i tempeh w pikantnym sosie z indonezyjskich ziół
- Bakso vege (21 zł) - kulki z zielonego groszku, z tofu oraz z tempeh z sosem z pomidorów i trawy cytrynowej z czerwonym ryżem
- Semur (25 zł) - wołowina w łagodnym sosie z ziół i słodkiego sosu sojowego
Nasze dania zostały podane w koszykach wyłożonych liśćmi bananowca. Super pomysł ! Nasze potrawy były smaczne i aromatyczne i kolorowo podane, z dodatkiem różnych warzyw i kiełków soi.
Na deser pojawiły się lody w świeżo rozłupanym kokosie z dodatkiem tapioki i kleistego ryżu oraz angsle ( 7 zł), czyli tradycyjny jamajski deser z mlekiem kokosowym, kleistym ryżem i owocami chlebowca. Lody były pięknie podane, natomiast deser jak na mój gust zdecydowanie za słodki.
Do picia wzięłyśmy wodę kokosowa, która nas rozczarowała, bo okazała się być napojem z butelki.
Nasze dania były smaczne - oprócz wołowiny, która była po prostu twarda - i poprawne, natomiast spodziewałam się jakiegoś kulinarnego wow i niecodziennych smakowych doznań, które niesie za sobą kuchnia indonezyjska. Myślę, że jednak jeszcze tu wrócę, żeby spróbować kolejnych dań, które znajdują się w karcie.
Komentarze
Prześlij komentarz